Boom na zakupy grupowe minął? Czy kupującym „przejadły się” kolejne oferty? Wygląda na to, że rynek się ustabilizował, a firmy takie jak Groupon drastycznie ścięły wydatki na reklamę, tracąc tym samym około 40% dotychczasowego zasięgu. Ale czy oznacza to koniec serwisów tego typu? Na to pytanie stara się odpowiedzieć Puls Biznesu (link).
Jeszcze kilka miesięcy temu reklamy największych firm oferujących zakupy grupowe pojawiały się praktycznie w każdej części Internetu. Teraz jest inaczej, mniej nachalnie, spokojniej. Nie oznacza to całkowitej rezygnacji. Rynek się uspokoił, ustabilizował i można powiedzieć przedefiniował.
„Zmieniając strategię serwisu Groupon, przestaliśmy być serwisem zakupów grupowych, staliśmy się platformą e-commerce. Stawiamy na trzy sektory: rynek lokalny, oferty produktowe i podróże — mówi Aniela Hejnowska, dyrektor zarządzająca Groupona, przypominając jednocześnie, że globalnie koncern ściął wydatki marketingowe o niemal 60 proc.”
Właśnie poziom wydatków reklamowych, który został zmniejszony o 60% sugeruje, że coś jest na rzeczy. Jeśli przyjrzymy się bliżej temu zagadnieniu wygląda to trochę inaczej. Po tym jak rynek się uspokoił trzeba szukać możliwości w ramach stworzonych baz klientów. Cały czas w skrzynkach e-mailowych milionów Polaków pojawiają się kolejne wiadomości z ofertami.
Każdy z graczy na rynku zakupów grupowych będzie teraz szukał niszy, pozwalającej spokojną egzystencje. Może to być dostarczanie systemów informatycznych wspomagających biznesy partnerów, jak jest to w przypadku Grupera. Cały materiał do przeczytania: tutaj.
Pozostając w temacie zakupów grupowych Gazeta Prawna (link) opublikowała inny artykuł pt.:
„Zakupy grupowe, czyli pokolenie Biedronki 2.0”
Zakupy grupowe zdobyły miliony zwolenników. Grupoklony w Polsce wyrastały jak grzyby po deszczu. Młodzi myśleli, że znaleźli pracę marzeń, szybko jednak okazywało się, że trafiali do maszynek, które wyciskały ich jak cytryny
„Z opowieści tych, którzy zgodzili się z nami rozmawiać, wyłania się smutny obraz pokolenia dwudziestolatków: ambitnych i wykształconych osób odartych ze złudzeń. Gdy zaczynali pracę wydawało im się, że złapali Pana Boga za nogi i trafią do najbardziej rozwojowego biznesu na świecie, a przed nimi świetlana przyszłość. Gdy odchodzili, często po kilku tygodniach, nie mieli wątpliwości, że ich kariera niewiele różniła się od pracy na kasie w supermarkecie.”
Nie wnikając w to, jak było naprawdę i że ewidentnie mamy tutaj do czynienia z odwiecznym problemem na linii pracownik (chce zarobić jak najwięcej) – pracodawca (tak samo!), polecamy zapoznać się z całym tekstem tutaj – dajcie znać, co o tym sądzicie.