Personalizacja produktów to trend, który coraz bardziej ochoczo rozpycha się na współczesnym rynku, zapełniając w ten sposób kolejne nisze. Prawda jest taka, że kupienie „sieciówkowej” rzeczy: ubrania, dodatku, gadżetu, to żaden problem. A potem na jednym spotkaniu widzimy kilku facetów w tej samej koszulce i kilka kobiet, które przyszły z identyczną torebką. Niby to nic takiego, ale koniec końców zaczyna nas drażnić, że wszyscy należymy do pędzącej masy, do motłochu, w którym elementy są jednakowe, ewentualnie różniące się tylko drobnymi detalami.
I tu właśnie pojawia się miejsce dla personalizacji. Przyznam szczerze – sama jestem jej wielką fanką. Czasami nawet pokuszę się o zrobienie czegoś sama, ale kończy się to zawsze tak samo – koszulki prują się nie tak jak trzeba, wszystko jest umorusane farbą, a na podłodze rozsypane są koraliki, czekające na ofiarę, która się na nich poślizgnie. Zdecydowanie, gdy rozdawali talenty do tych spraw, ja stałam w innej kolejce. Ale na całe szczęście, wystarczy tylko poszperać w „internetach”!
Na Zachodzie personalizacyjny trend ma się całkiem dobrze. Tam się narodził, tam zaczął zwracać na siebie uwagę i inspirował do tworzenia rzeczy unikatowych, wyjątkowych, „szytych na miarę”. Cel jest jasny: „Stwórzmy coś innego!”. Marzą nam się inne kolory, faktury, kształty i detale, które przyciągną wzrok. Chcemy przełamać „sieciówkową” nudę. A jak personalizacja wygląda w kraju nad Wisłą? Moim zdaniem – coraz lepiej.
Polska personalizacja rodzi się najczęściej w domowym zaciszu. Tam powstają pierwsze egzemplarze, stworzone najczęściej na własne potrzeby. A potem ktoś mówi: „Ja też to chcę!” i pojawiają się pierwsze zamówienia. Taki „ploteczkowy marketing” działa w tym przypadku bezbłędnie. Twórców zwykle łączy to samo: pomysłowość i odwaga wymieszana z aspiracjami. A potem jest już z górki…
Prostota i personalizacja, czyli lilou.pl
Mam niesamowity sentyment, jeśli chodzi o tę markę. Magdalena Mousson-Lestang stworzyła coś przepięknego, coś, co nie tylko świetnie wygląda, ale również sprawia, że sznurek z zawieszką staje się czymś niesamowitym: talizmanem, upamiętniającym ważne momenty i chwile. W Lilou początkowo tworzono wyłącznie bransoletki. Klient mógł decydować o kolorze sznurka, o kształcie i surowcu, z którego została wykonana zawieszka i co najważniejsze – o grawerze, który się na niej znalazł. Mogła to być data, imię, ulubiona sentencja – wszystko, czego tylko klient zapragnął. Sukcesywnie asortyment zostawał powiększany o kolejne rodzaje elementów. Potem pojawiły się inne rodzaje biżuterii: kolczyki, pierścionki, ale także torebki i organizery. Bazując na określonych podstawach, klienci mogą wybierać kolory, dodatkowe elementy i sposoby wykańczania. Teraz Lilou to popularna i rozpoznawalna marka, o której można bez wątpienia mówić, że odniosła sukces. Stacjonarne butiki (w tym w Paryżu), nagrody, pokazy. Ale Lilou to również firma, która wspiera wiele akcji charytatywnych. Dla Fundacji DKMS stworzono specjalną zawieszkę w kształcie puzzla. Jestem przekonana o tym, że ta marka nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Więcej o Lilou przeczytacie tutaj.
Jeszcze trochę o błyskotkach: she-bijou.pl
Hasło przewodnie sklepu she-bijou.pl brzmi: „Now you can say what you feel”. Podobnie jak w przypadku Lilou, tu również postawiono na minimalizm i prostotę, które prezentują ciekawe formy. Odpowiednio uformowane metalowe elementy, opatrzone wybranym tłoczonym hasłem stanowią ciekawą ozdobę i niebanalny prezent. Dodatkowo, na stronie internetowej czytamy, że istnieje możliwość wykonania własnego wzoru biżuterii, po uprzednim skontaktowaniu się z firmą. She-bijou to projekt oryginalny, nietuzinkowy, w atrakcyjnych cenach.
„Darmo, że ci świat szeroki, kiedy trzewik ciasny”, czyli o idealnych butach
Kupowanie butów to wcale nie jest taki banalny proces. Zawsze jest coś, co chcielibyśmy zmienić. A to obcas zbyt wysoki/niski, a to kolor nie taki, a to ciut za mały rozmiar. W idealnym świecie sami moglibyśmy tworzyć dokładnie taki but, na jakim nam zależy. I co się okazuje – faktycznie możemy. Jeśli chodzi o zachodnie sklepy, oferujące „custom made shoes” najczęściej wymieniane są Timberland i Shoes of Prey. W obu przypadkach możemy stworzyć buty zupełnie pod nasz gust i wizję, z jednoczesnym dbaniem o praktycznie każdy detal. Chcesz kolorowe mokasyny, które będą niezłym kontrastem do idealnie skrojonego garnituru? Timberland ci to umożliwi więcej informacji o sklepie przeczytasz tutaj). Chcesz buty na 6-calowym obcasie, w miętowym kolorze, w kropki, z kokardką i przodem typu „peep toe”? Shoes of Prey już na ciebie czeka, ale ostrzegam, można przepaść wśród wielu możliwości, które oferuje ten sklep. Ja w ramach researchu do pisania tego tekstu, zrobiłam sobie mimowolną, 30-minutową przerwę, kiedy to za pomocą kilku klików stworzyłam obuwnicze dzieło, które można nazwać „Dyskotekowym koszmarem szewca” :)
A jak wygląda personalizacja obuwia na polskim rynku? Powiem tak – jest coraz lepiej i ciekawiej. Sklep noevision.pl oferuje sporą gamę i rozmiarową (od 33 do 43) i kolorystyczną. Podobnie w projekcie NikeiD, w którym również możemy dopasować kolory pod własny gust i pomysł. W loft37.pl i funindesign.pl idziemy o krok dalej. Te sklepy filozofią i sposobem tworzenia przypominają bardzo Shoes of Prey – i bardzo dobrze! Tu również mamy wiele „baz”, na podstawie których możemy tworzyć nasze wymarzone obuwie. Paleta kolorów jest bardzo bogata, a dodatkowe elementy (np. wstążki czy hafty) pomogą ostatecznie dookreślić nasze dzieła. Co ciekawe, w loft37 mamy również możliwość spersonalizowania butów męskich i… toreb.
I skoro jesteśmy przy torbach… Pracownia Zuzi Górskiej
W projektach, które znalazłam na stronie zuziagorska.pl zakochałam się z miejsca. Cały pomysł ma ogromny potencjał i zrodzony jest z pasji autorki. Jak sama mówi: „Zadecydował splot przypadków i zbiegów okoliczności. Podejrzewam w tym jakąś boską wolę, ponieważ zamieniłam hobby, jakim było szycie, na całkiem fajnie działającą firmę, a wydaje mi się, że to wcale nie takie proste.” (więcej o Pracowni Zuzi Górskiej przeczytasz tutaj). Jeśli zaś chodzi o personalizację, to na stronie znajduje się kilka palet, wśród których można wybierać kolor wierzchni torby. Możemy również dobrać kolor podszewki i dodać haft (inicjały, imię, słowo lub niewielką grafikę).
A skoro jesteśmy już przy haftach, ciekawym projektem wydaje się zhaftujsie.pl, który startuje już niebawem.
Ale personalizacja to nie tylko buty i dodatki!
Prawda jest taka, że my – kobiety, często mamy problem z prawidłowym określeniem naszych potrzeb. Ale kiedy już uda nam się poprawnie dopasować i zdiagnozować owo pragnienie, wówczas okazuje się, że może być problem ze znalezieniem ideału. Niekoniecznie mam tu na myśli księcia z bajki. Chodzi mi bardziej o… KREM! Co prawda półki sklepowe uginają się pod naporem różnych słoików, wypełnionych mazidłami wszelkiej maści: przeciwzmarszczkowych, ujędrniających, do cery tłustej/suchej/normalnej/mieszanej/naczynkowej/problemowej/wrażliwej, do młodszych, starszych i najstarszych, ale nie ma co ukrywać – nie liczyłabym na jakieś spektakularne zmiany w kondycji skóry. Preparaty niezbyt wysokich pułapów cenowych niestety, wypełnione są chemią przede wszystkim, a na szarym końcu listy składników znajdują się komponenty aktywne. Nie należy się zatem dziwić, że sklepy takie jak zrobsobiekrem.pl czy biochemiaurody.pl szturmem wzięły niszę.
W obu przypadkach w domowym zaciszu możemy stworzyć krem, peeling, maseczkę, produkt do włosów dopasowany dokładnie pod nasze potrzeby. Poza tym, to wspaniała zabawa, gdy na chwilę możemy pobawić się w chemika. Przetestowałam na sobie. Produkty są rewelacyjne i dokładnie rozpisane, z uwzględnieniem informacji, dla kogo powinny być przeznaczone. W obu sklepach znajdziemy wiele „przepisów”, co z czym mieszać i świetnie działa „wsparcie techniczne” dla początkujących. Zatem – jeśli chodzi o produkty do pielęgnacji, które są zdrowe, naturalne i – co najważniejsze – „uszyte” na naszą miarę, warto zajrzeć do tych miejsc. Jeśli zaś interesuje nas stworzenie kosmetyków kolorowych, to baner, znaleziony na stronie Zrób sobie krem, poprowadzi nas do sklepu kolorowka.com, gdzie znajdziemy komponenty do stworzenia podkładów, pudrów i cieni.
W przypadku kosmetyków, warto również zwrócić uwagę na światowy projekt, który od ponad roku gości na naszym rynku. Jest to Glossybox (o którym szerzej w wywiadzie dla eKomercyjnie opowiadał Piotr Biało, szef polskiej filii), czyli comiesięczna subskrypcja kosmetyków. W telegraficznym skrócie: koszt pudełka to 49 zł. Co miesiąc kurier pojawia się pod naszym domem z paczką wypełnioną różnymi kosmetykami. Niektóre są pełnowymiarowe, niektóre w mini-wersjach. Znajdziemy tam i preparaty do pielęgnacji, i kolorówkę, i również od czasu do czasu jakieś fajne akcesoria. Najlepsze jest w tym wszystkim to, że nie wiemy, jaka będzie zawartość pudełka. Można zatem zapytać „Gdzie ta personalizacja?” Już wyjaśniam. Każda nowa klientka, która decyduje się zacząć przygodę z Glossybox, ma za zadanie wypełnić swój Profil Piękności, gdzie odpowiadając na kolejne pytania, udziela informacji na temat skóry czy włosów. Z mojego doświadczenia, a jestem z Glossyboxem już ponad rok, mogę śmiało stwierdzić, że ten system się sprawdza. Nigdy nie otrzymałam produktu, który nie pasowałby do mojego profilu urodowego.
Czy personalizować można tylko produkty w branży odzieżowej i kosmetycznej? Okazuje się, że nie. Ten trend jest tak silny, że przebojem zdobywa kolejne nisze, poczynając od home&living aż po… jedzenie. Ale o tym osobno, w kolejnym artykule już niebawem.