Dawno temu, bo w styczniu poprzedniego roku, zestawiłem ze sobą dwa rodzaje płatnego oprogramowania: opłacane jednorazowo i abonamentowe. Teraz, kiedy znów startuje ze swoim e-handlem, ponownie stanąłem przed wyborem platformy, na której będzie działał mój sklep. Tym razem chciałem jednak przygotować własne, autorskie oprogramowanie.
Po tym, jak z małego e-sklepu udało mi się wskoczyć do porównywarki cen Radar.pl i poznałem mechanizmy tworzenia dużych projektów internetowych, napisanie oprogramowania dla sklepu wydawało się być w zasięgu ręki. Miałem programistę gotowego do akcji i miałem wizję tego, czego potrzebuję w swoim sklepie. Chciałem szybko uruchomić całość z najważniejszymi, podstawowymi opcjami, a z czasem je rozbudowywać.
Takie rozwiązanie byłoby bardzo korzystne. Miałbym swoją platformę, którą mógłbym wdrażać w kolejnych sklepach. Z czasem mógłbym też zacząć wdrażać oprogramowanie w sklepach przygotowywanych na zlecenie innych firm.
Zacząłem sobie spisywać opcje, które wydawały mi się podstawowe i bardzo oczywiste dla każdego sklepu internetowego. Kiedy lista zaczęła się niebezpiecznie zbliżać do końca kartki A4, skończyłem pisanie i skonfrontowałem to z programistą. Optymistycznie patrząc, stworzenie takiego systemu od zera zajęłoby około 6 miesięcy. Nawet po wykreśleniu kilku elementów, czas potrzebny na opracowanie naszej platformy ciągle był długi. A przecież to był elementarz sklepu internetowego! Bez programu partnerskiego i bardziej skomplikowanych opcji w stylu porównywania produktów ze sobą.
„Gdyby to było łatwe, to każdy miałby swoją platformę sklepową, a to może dać przewagę nad konkurencją” – pomyślałem i zacząłem liczyć, czy to się opłaci. Oprócz pracy programisty przez kilka miesięcy, trzeba policzyć grafika do opracowania wyglądu sklepu i pewnie kodera do pocięcia gotowych projektów. A każdy kolejny sklep znów wymagałby powtórzenia tych wydatków. Nie można też było zapominać o tym, że system potrzebowałby nieustającej opieki programistycznej (usuwanie błędów, etc.), a to też zwiększyłoby koszty.
Łączna kwota potrzebna na odpalenie sklepu na własnym, wcale nieidealnym oprogramowaniu (a jest idealne? :-)), wyniosła od 14 do 25 tys. złotych (wariant bardzo optymistyczny). Minimalny czas na przygotowanie wszystkiego oszacowałem zaś na cztery miesiące, ale znając projekty internetowe pewnie doszedłby do tego miesiąc na nieprzewidziane zdarzenia losowe czy funkcje, o których ktoś w międzyczasie zwyczajnie zapomniał.
Dla mnie i mojej firmy przygotowanie własnego oprogramowania NIE kalkulowało się (i to w żaden sposób). Nawet gdybym zdecydował się na autorskie rozwiązanie, to miałbym sklep z podstawowymi opcjami, przez co technologicznie nie wypracowałbym żadnej przewagi nad konkurencją, a z czasem najpewniej stałby się on moją kulą u nogi (mało kto jest Amazonem z grupami inżynierów czuwającymi nad sklepem) – ciągłe aktualizacje, poprawki, dbanie o zaplecze serwerowe czy inne sprawy niepotrzebnie wysysałyby ze mnie czas i energię, które mógłbym skutecznie przeznaczyć np. na zwiększanie obrotu w sklepie.
Właśnie dlatego po raz kolejny zdecydowałem się skorzystać z gotowego oprogramowania sklepowego. O tym, jak je wybierałem spróbuję opowiedzieć przy innej okazji :-))
P.S. Mój post można podciągnąć trochę pod ostatni materiał Pawła Fornalskiego na temat outsourcingu. Polecam.
Wybór oprogramowania sklepowego (po raz kolejny)
Dawno temu, bo w styczniu poprzedniego roku, zestawiłem ze sobą dwa rodzaje płatnego oprogramowania: opłacane jednorazowo i abonamentowe. Teraz, kiedy znów startuje ze swoim e-handlem, ponownie stanąłem przed wyborem platformy, na której będzie działał mój sklep. Tym razem chciałem jednak przygotować własne, autorskie oprogramowanie.
Po tym, jak z małego e-sklepu udało mi się wskoczyć porównywarki cen Radar.pl i poznałem mechanizmy tworzenia dużych projektów internetowych, napisanie oprogramowania dla sklepu wydawało się być w zasięgu ręki. Miałem programistę gotowego do akcji i miałem wizję tego, czego potrzebuję w swoim sklepie. Chciałem szybko uruchomić sklep z najważniejszymi, podstawowymi opcjami, a z czasem je rozbudowywać.
Takie rozwiązanie byłoby bardzo korzystne. Miałbym swoją platformę, którą mógłbym wdrażać w kolejnych sklepach. Z czasem mógłbym też zacząć wdrażać oprogramowanie w sklepach przygotowywanych na zlecenie innych firm.
Zacząłem sobie spisywać opcje, które wydawały mi się podstawowe i bardzo oczywiste dla każdego sklepu internetowego. Kiedy lista zaczęła się niebezpiecznie zbliżać do końca kartki A4, skończyłem pisanie i skonfrontowałem to z programistą. Optymistycznie patrząc, stworzenie takiego systemu od zera zajęłoby około 6 miesięcy. Nawet po wykreśleniu kilku elementów, czas potrzebny na opracowanie naszej platformy ciągle był długi. A przecież to był elementarz sklepu internetowego! Bez programu partnerskiego i bardziej skomplikowanych opcji w stylu porównywania produktów ze sobą.
„Gdyby to było łatwe, to każdy miałby swoją platformę sklepową, a to może dać przewagę nad konkurencją” – pomyślałem i zacząłem liczyć, czy to się opłaci. Oprócz pracy programisty przez kilka miesięcy, trzeba doliczyć grafika do opracowania wyglądu sklepu i pewnie kodera do pocięcia gotowych projektów. A każdy kolejny sklep znów wymagałby powtórzenia tych wydatków plus nie można zapominać o tym, że system potrzebowałby nieustającej opieki programistycznej (usuwanie błędów, etc.), a to też zwiększyłoby koszty.
Łączna kwota potrzebna na odpalenie sklepu na własnym, wcale nieidealnym oprogramowaniu (a jest idealne? :-)), wyniosła od 14 do 25 tys. złotych (wariant bardzo optymistyczny). Minimalny czas na przygotowanie wszystkiego oszacowałem zaś na cztery miesiące, ale znając projekty internetowe pewnie doszedłby do tego miesiąc na nieprzewidziane zdarzenia losowe czy funkcje, o których ktoś w międzyczasie zapomniał.
Dla mnie i mojej firmy przygotowanie własnego oprogramowania NIE kalkulowało się (i to w żaden sposób). Nawet gdybym zdecydował się na autorskie rozwiązanie, to miałbym sklep z podstawowymi opcjami, przez co technologicznie nie wypracowałbym żadnej przewagi nad konkurencją, a z czasem najpewniej stałby się on moją kulą u nogi (mało kto jest Amazonem z grupami inżynierów czuwającymi nad sklepem) – ciągłe aktualizacje, poprawki, dbanie o zaplecze serwerowe czy inne sprawy niepotrzebnie wysysałyby ze mnie czas i energię, którą mógłbym skutecznie przeznaczyć np. na zwiększanie obrotu w sklepie.
Właśnie dlatego po raz kolejny zdecydowałem się skorzystać z gotowego oprogramowania sklepowego. O tym, jak je wybierałem spróbuję opowiedzieć przy innej okazji :-))
P.S. Mój post można podciągnąć trochę pod ostatni materiał Pawła Fornalskiego o outsourcingu. Polecam.