Zawsze trzeba mierzyć wysoko. Racjonalnie, ale wysoko. Dokładnie z takiego założenia wyszli twórcy aplikacji zakupowej Wish.com. Peter Szulczewski, CEO marki z polskimi korzeniami, podkreśla, że ich celem jest pierwsza trójka firm, które wykręcają bilionowe przychody roczne. Bilionowe i to nie jest pomyłka w tłumaczeniu :). Liczba zer przyprawia o zawroty głowy…
Ale jak to się stało, że firma, która ma raptem 5 lat, która była w założeniu zwykłym, nie wyróżniającym się niczym startupem, teraz stoi na dobrej drodze, by zgarnąć wiele, i zagrać konkurencji na nosie? Cóż, twórcy Wish znaleźli wygodną dla siebie niszę, zaopiekowali się nią i tak – są skazani na sukces.
Dołóżmy do tego pewną plotke: Amazon chciał kupić Wish za 10 miliardów $, a Wish powiedział Jeffowi Bezosowi „Nie, dzięki”. Co tu się dzieje?!
Czego sobie życzysz?
Wish.com to aplikacja e-commerce’owa, która sprzedaje ogromną ilość produktów w okazyjnych cenach. Jak podkreśla sam Szulczewski – „Pierwszy jest Alibaba, potem Amazon, a my celujemy w trzecie miejsce”. Chociaż całkiem możliwe, że uda im się zgarnąć drugie – wszystko zależy od tego, kto najlepiej obsłuży sprzedaż w Indiach.
Platformy zakupowe tego typu mogą okazać się kurami, które znoszą złote jajka. Ale też dla porównania – Alibaba zaczął w 1999 roku, by w 2014 osiągnąć sprzedaż na poziomie 400 miliardów dolarów. Amazon wystartował w 1995, a w 2014 przez tę markę przeszło towarów o wartości 180 miliardów dolarów. Gdzie w tym wszystkim Wish, który w towarzystwie starszych kolegów wiekowo wypada jak smarkacz?
Pewność siebie i swojego biznesu u Szulczewskiego może zadziwiać. Dla wielu może być wręcz nonsensowna. Szulczewski ma to gdzieś. Jego pomysł i pracownicy są na dobrej drodze do sprzedawania produktów za 2 miliardy USD i wydaje się, że szybko ten pułap osiągną.
Ta pewność siebie CEO z Wish ma swoich zwolenników. Inwestorzy włożyli w Wish niemal 600 milionów USD, co firmie zapewnia wycenę na poziomie 3 mld USD (dane z CrunchBase):
Inwestycja, którą widać
Widać te pieniądze. Widać, że nie zostały one zmarnowane. Wish wzrasta i rośnie na sile błyskawicznie. Realizuje to głównie przez swoisty „radar”: silne połączenie strategii technologicznych, reklamowych i dyskontowych. To wyróżnia go na tle konkurencji. Wish mocno opiera się również na m-marketingu. Responsywny, dopasowany do smartfonów i innych urządzeń mobilnych. Design? Typowe „eye candy”, które zwraca uwagę na dokładnie to, czego oczekujesz, nawet podczas krótkiej sesji. To się sprawdza i pomaga klientom na podejmowanie decyzji zakupowych. Zadowala ich. Nie szukają niczego innego, nie sprawdzają innych aplikacji, gdy korzystają z telefonów.
Kolejną rzeczą, z której słynie Wish, to strategia direct-to-consumer, którą opanowała wręcz do skrajności perfekcyjnie. Jak to działa? Łączy nabywców bezpośrednio z chińskimi producentami, którzy dostarczają produkty dosłownie – pod drzwi klientów, pozbywając się po drodze wszelkich pośredników. Dzięki temu oszczędzają, dzięki temu nie wzrastają ceny, a cały proces nie musi się zbędnie wydłużać.
Według liczb, do których dotarliśmy (stan na połowę listopada 2015 r.) Wish.com ma na pewno ponad 100 milionów użytkowników i współpracuje z ponad 100 tysiącami sprzedawców. W lutym poprzedniego roku mówiono zaś o 50 milionach userów, co pokazuje tempo rozwoju Wisha. Niesamowite dane!
Droga do sukcesu, w przypadku appki Wish, prowadzi też przez Facebooka, ucierając przy okazji nosa tym wszystkim, którzy twierdzą, że ten portal nie sprzedaje już wcale. Ale prawda jest taka, że początkowy sukces marki w dużej mierze zależał właśnie od tego medium społecznościowego. Odpowiednie algorytmy sprawdzały i analizowały zachowania użytkowników, by finalnie podsunąć im reklamy, które trafiały w ich gust. Sprawdziło się to zarówno na Facebooku, jak i na Instagramie. Automatyzacja i optymalizacja reklam kosztuje, ale i sprawdza się. Co prawda Wish „zostawia” na FB zawrotne 100 milionów rocznie, ale jest – jak widać – to dla nich opłacalne. Plotki mówią, że to właśnie Wish jest reklamodawcą numer 1, jeśli chodzi o portale społecznościowe.
Agresywny marketing?
„Jeśli chcemy dojść do biliona – musimy być agresywni” – wyjaśnia Szulczewski, po czym dodaje, że póki ekonomia jednostki na to pozwoli – Wish będzie agresywny w swoich planach marketingowych.
Oczywiście to nie jest tak, że od razu trzeba włożyć ciężkie pieniądze w reklamę i zadziałać bardzo agresywnie. Wielu tak myślało, wielu próbowało pójść na skróty. Są wyjątki, przy których taki model się sprawdza, szczególnie, gdy trafisz na niszę. Każdy biznes potrzebuje użytkowników: nowych, ciągle napływających, ale i tych stałych, lojalnych, którzy będą z nim w słabszych chwilach. Ważne jest również obserwowanie trendów na rynku. Ci, którzy zauważyli potęgę m-commerce, dziś są na szczycie. Ci, którzy to przegapili i dopiero teraz dopasowują się do nowych realiów w e-handlu, dostają – niestety – ochłapy. Jak podkreśla Geoff Lewis, inwestor – „Klient jest czynnikiem ryzyka w tej branży”.
Teraz jest dobrze. Właściwie jest bardzo dobrze. Apetyt Wish wydaje się być nieposkromiony, jak u dojrzewającego nastolatka. Ale co dalej? Jaką ścieżką pójdzie? Czy stanie się jednym z e-commerce’owych gigantów? Patrząc na historię tego przedsięwzięcia można zaryzykować stwierdzeniem, że czeka na nich szczyt.
Współzałożyciele Wish.com: Peter Szulczewski oraz Danny Zhang
Ale wróćmy na chwilę do początków Wish…
„Byliśmy beznadziejni, jeśli chodzi o rozwój biznesu” – mówi Szulczewski, opowiadając o początkach. Cóż, ktoś tu wyciągnął wnioski i zaczął eksperymentować. Metody, które nie działają – nigdy się nie sprawdzą. Na początku swojej kariery Szulczewski i jego znajomy Danny Zhang, postanowili przyjrzeć się nieco bardziej mechanizmom, którymi operowało Yahoo i Google. Rekomendacje, informacje, które zakorzeniają się w klientach, tweety, artykuły – wszystko to poprowadziło ich do reklam Google AdSense. Technologia ta okazała się na tyle obiecująca, że panowie postanowili na niej oprzeć to, co miało wyjść z ich biznesowego planu.
Wish to aplikacja tylu „lista życzeń”, która dobiera produkty, które dany użytkownik lubi, które mu się podobają, które go interesują, do kolejnych witryn sklepów. Ta aplikacja jako jedna z pierwszych zaczęła zauważać potencjał w zakupach mobilnych. Dodatkowo, użytkownicy otrzymywali powiadomienia push, zamiast tradycyjnych maili, co jeszcze mocniej i skuteczniej wpływało na ich decyzje zakupowe.
Kierunek: Chiny. Tam musi być jakaś cywilizacja!
Aplikacja szybko została zauważona i zyskała popularność, ale przychody były skromne, przez niezbyt dobry model partnerski. Po drodze, właściciele Wish zauważyli i zdali sobie sprawę z tego, że najbardziej popularne nie są produkty „markowe”, a takie w niskich cenach… To zbliżyło ich do chińskiego rynku, na którym kupcy „no-name” mają pole do popisu. Dlaczego tego nie sprzedawać bezpośrednio? Skoro ludzie chcą taki towar, to proszę bardzo. I to był strzał w dziesiątkę. Aplikacja-lista okazała się bardzo dobrym sposobem, na przyciąganie klientów. Wish miał potencjał. Trafił do ludzi z wielu kręgów: do tych mniej i bardziej zamożnych, do tych z mniejszych i większych miast. Do kobiet, do mężczyzn.
Hans Tung – „inwestor wysokiego ryzyka” ze spotkania z założycielami Wish wyszedł pod wrażeniem. Dlaczego? Bowiem podpisywali oni umowy z chińskimi firmami, mimo, że nawet nie postawili nogi na tej ziemi… Kilka miesięcy później Wish dostał 50 mil dolarów inwestycji w spółkę, co był dość sporym zaskoczeniem, bowiem wówczas wielu inwestorów nawet nie zerkało na e-commerce, które nadal było dziwne, nieznane, niezbadane. A oni do tego wszystkiego jeszcze uczepili się smartfonów.
Po czasie można nazwać całą tą operację bardzo imponującym i wizjonerskim. A zakupy przy pomocy telefonów często mają bardzo kompulsywny i impulsywny charakter. Wiadomo – nic tak nie nakręca sprzedaży, jak emocje.
Dziś…
Dziś Wish stara się i nawet im to wychodzi, by utrzymać bardzo wysoką jakość zakupów i towarów. Nadal szybkie dostawy, nadal niskie ceny. Ale owszem, nadal to „chińszczyzna” i tak – pojawiają się często zarzuty, że wiele produktów tam to podróbki.
Co robi Szulczewski? Odcina się od tej krytyki. Klienci do niego wracają, oceniają aplikację bardzo wysoko (4.5/5 gwiazdek w Apple App Store) i ciągle Wish znajduje się w grupie najczęściej pobieranych programów na smartfony.
To klienci zdecydowani co ich interesuje. Owszem, agresywna reklama i marketing zrobiły swoje, ale nadal – to ludzie decydują kiedy, gdzie, co i jak chcą kupić. W przypadku Wish klucz to spersonalizowane oferty, które do tego są w dobrych cenach i które opierają się na impulsie. Analiza reklam online sprawiła, że docierają one dokładnie do osób, które są nimi zainteresowane. Wish do tego oferuje ogrom zniżek, np. opartych na impulsywnych akcjach, typu „Masz godzinę na zakupy”. To działa.
Potwierdzają to klienci, którzy przyznają, że nie mają problemu z tym, że muszą poczekać na jakiś towar kilka tygodni. Są osoby, które odchodzą, bo są niezadowolone, albo nagle zdają sobie sprawę, że hej – kupili smartwatch za kilka dolarów, więc trudno wymagać od niego dokładnie tego samego, co od tych, za kilkaset, ale to twórców appki nie zniechęca.
Czarne chmury zbierają się nad Wish.com?
To, co założyciele Wish.com osiągnęli w tak krótkim czasie, może zostać zaprzepaszczone tragiczną wręcz obsługą klienta i niską jakością wysyłanych produktów. Przeglądając recenzje Wish w sieci, okazuje się, że nawet 70% opinii użytkowników, to negatywne wypowiedzi osób, które czują się oszukane. Wśród niezadowolonych z zakupów osób są między innymi polscy klienci, którzy skarżą się na portal między innymi na naszym facebookowym profilu. Jaka będzie przyszłość marki? Ciężko powiedzie, bowiem może okazać się, że zaniedbanie ze strony Wish doprowadzi do zamknięcia wielkiego biznesu. Będziemy śledzić ten temat.
—
Źródła: recode, TechCrunch, CrunchBase, Business Insider, AllThingsD