Z przerażającą wiadomością o zakazie sprzedaży Nike/Adidas/Reebok na Allegro jako pierwszy dotarł do mnie kurier GLS. Płonąc sprawiedliwym gniewem, zapytał, czy to możliwe?! Czy producent może zabronić sprzedawać na Allegro?! Co teraz zrobią ludzie?! Przecież ACTA nie miało wejść!
Sprawa była dla mnie oczywista, zarówno na poziomie prawnym, jak i „ideowym”. Ponadto, nigdy nie miałem markowych butów sportowych ani potrzeby ich posiadania. Nie próbowałem przekonywać kuriera, że to jeszcze nie koniec świata. Nie zaprzątałem sobie głowy tą informacją do czasu, kiedy przeczytałem, że ponoć zakazem zainteresował się UOKiK i bada, czy jest on zgodny z prawem.
Nie wiem, czy się śmiać, czy raczej płakać i rwać włosy z głowy (trochę szkoda, bo z roku na rok jest ich mniej). Dlaczego pierwsza informacja mnie nie „wzruszyła”, a druga doprowadziła niemal do szewskiej pasji? Dlatego, że jestem liberałem i cała ta sytuacja jest po prostu przykładem skrajnej patologii!
Po pierwsze, opłacani z moich podatków urzędnicy będą zajmować się zapisem w umowach B2B nie mającym charakteru zmowy cenowej. W innym moim artykule pisałem o wolności zawierania umów, która najwyraźniej może być ograniczona decyzją UOKiK, jak wiele innych praw i swobód w przeszłości.
Po drugie, społeczne oburzenie wywołuje decyzja producenta o tym, jak chce pozycjonować swoją własną markę. Przepraszam bardzo, ale nie rozumiem, w czym problem. Właściciel marki traktuje ją jako ekskluzywną i oczekuje od swoich kontrahentów takiego jej traktowania. Czy rynek zaakceptuje taką wizję marki, zależy od wielu czynników, w tym nakładów finansowych producenta. Próba pozbawienia go suwerenności decyzyjnej w zakresie polityki marketingowej lub wręcz „okradania” go ze zbudowanej pozycji i poniesionych nakładów na promocję jest przykładem jakiegoś potwornego „biurokratyzowania” się życia gospodarczego w Polsce i UE. Wszystkie koncesje, certyfikaty, zgody, limity produkcyjne i inne podobne wynalazki skutecznie ograniczają wolność gospodarczą i zabijają kreatywność. Taka postawa UE skazuje ją na porażkę w konfrontacji z USA, Japonią i BRICS.
Po trzecie, wątpliwość budzi, czy nawet, jeżeli producent ma prawo… to czy ma prawne narzędzia po temu. Moim zdaniem ma. Licencjonowani dystrybutorzy dostają w umowach klauzulę „Allegro STOP” z obowiązkiem „dziedziczenia” tego zapisu (pod groźbą kary) do umów z ich klientami i obowiązkiem rejestracji umów. Klauzula więc obecna jest we wszystkich umowach, od producenta po ostatniego dystrybutora. Czy jest to skuteczne? Tak! Widziałem podobne umowy na przestrzeni ostatnich lat i skutecznie eliminowały one niepożądane kanały sprzedaży i zachowania resellerów.
Produkt będzie mógł się pojawić legalnie na Allegro dopiero po zakupie przez osobę fizyczną niebędącą przedsiębiorcą. Teoretycznie powinno to wyeliminować dużą ilość towaru. Nawet jeśli będzie on sprzedawany jako nowy, to przy ostatniej aktywności US osobom fizycznym trudno byłoby sprzedać znaczące ilości.
Po czwarte, z czysto ludzkiego punktu widzenia rozumiem rozgoryczenie przedsiębiorców. Nie zapytam, z przyzwoitości, dlaczego przedsiębiorcom tak bardzo zależy na tym (nie)dobrym Allegro. Wiem, że wielu z nich może stracić właściwie cały (budowany czasami przez lata) „biznes”, gdyż Allegro było ich jedynym kanałem sprzedaży. Wbrew pozorom, uruchomienie alternatywy w postaci sklepów internetowych nie będzie takie proste. Rozsądnym krokiem wydaje się migracja na iStore, choć moim zdaniem to nadal uboga w możliwości platforma. Warto będzie również zdyskontować wartość dobrych kont na Allegro, jest co najmniej kilka możliwości.
Nie oszukujmy się jednak, jest to cena, jaką płaci się za brak wyobraźni. Budowanie biznesu na jednym kanale sprzedaży, jednym dostawcy/marce/ grupie produktów jest ryzykowne. Podnoszenie larum i szukanie ratunku w UOKiK w takiej sytuacji to jak gaszenie pożaru benzyną.
Całe zamieszanie wynika z tego, że wolność jest ograniczana przez większość. Święte prawo własności może zostać podporządkowane przyziemnemu interesowi ogółu. Teoretycznie wszyscy „fanboy’e” powinni wręcz drżeć z ekstazy, że ich ulubione obuwie jest ekskluzywne. Moim zdaniem, nie różni się ono od setek innych butów sportowych. Gdybym musiał, kupiłbym o połowę tańsze, byle wygodne. Ja to jednak nie większość, a zmęczony, pozbawiony nadziei, ubożejący z dnia na dzień lud, który zmuszony jest pracować niemal do śmierci pragnie namiastki luksusu za grosze. Współczesna władza, wzorem starożytnych tyranów da mu igrzyska, krew i pot… lecz nie gladiatorów, a przedsiębiorców. Kto wie, może za dekadę lub dwie „rozkułaczą” nas?!
Oświadczenie :)
Nikt, za wyjątkiem eKomercyjnie (dziękuję!) nie zapłacił mi za napisanie tego tekstu. Nie jestem wrogiem/wielbicielem Allegro/iStore/Nike/Adidas/Reebok/UOKiK/UE (właściwe skreślić).
—
Autorem powyższego artykułu jest Marcin A. Dobkowski – człowiek niepoCZYTAlny, fantasta, pierwszy europejczyk zagrożony karoshi, za biedny na biznesmena, więc przedsiębiorca :) Z wykształcenia prawnik. Od 10 lat zajmuje się zawodowo zarządzaniem cudzymi firmami, a od 8 lat rodzinnymi i swoimi (Genius Creations, Morgana, Madbooks.pl, Bookiatryk.pl).
—
Powyższy artykuł pochodzi z Magazynu eKomercyjnie #8. Zapraszamy do przeczytania całego numeru!
foto © Noël Magis – Fotolia.com