O sukcesach sklepów internetowych, zwłaszcza swoich, pisze się łatwo. O wiele trudniej jest pisać o porażkach z e-sklepami w roli głównej – zwłaszcza swoimi…. Postanowiłem jednak opisać swój początek z e-handlem ku przestrodze wszystkich debiutujących sprzedawców. Możecie uczyć się na moich błędach.
Praktyczna.pl – kojarzycie taki sklep? Nie? Nie dziwię się, gdyż miał zaledwie kilkunastu klientów i po kilku miesiącach działalności na zawsze zniknął z internetu. Nigdy nie zapomnę jednak, dlaczego Praktyczna nie wypaliła i euforii towarzyszącej pozyskaniu pierwszego zamówienia.
Skąd wziął się pomysł na mój pierwszy sklep internetowy? W 2006 roku pracowałem w jednym z największych wówczas sklepów internetowych, tj. Vivid.pl. Byłem przekonany, że poradzę sobie z biznesem online, dlatego wziąłem niewielki kredyt (9 tys. złotych wydawało się tak dużą kwotą…) i poszedłem na swoje. Patrząc na ciągle zyskujące na popularności ZłoteMyśli.pl (pamiętajcie, że ciągle mamy 2006 rok) pomyślałem, że warto zaatakować rynek z ofertą książek – specjalistycznych poradników. Na księgarnię ze wszystkim zwyczajnie nie miałem czasu ani możliwości technicznych (kwestia aktualizacji oferty), dlatego wolałem skupić się na wybranym asortymencie. Już wtedy branżowi eksperci wypowiadali się o potrzebie specjalizacji (i niesprzedawaniu wszystkiego, jak leci), dlatego byłem pewien, że to dobrze wybrałem.
Plan wydawał się idealny: startuję z Praktyczną, klienci tłoczą się pod moimi drzwiami, bo mam ceny niższe niż konkurencja i mogę zacząć myśleć o uruchamianiu kolejnych sklepów. Rzeczywistość okazała się być dla młodego przedsiębiorcy bardzo brutalna :) Założenie e-sklepu było dopiero początkiem i wtedy nie wiedziałem, że postawiłem warzywniak na środku pustyni. Kilka pierwszych zamówień wpadło dość szybko (informację o starcie Praktycznej podałem do swoich znajomych), jednak później moje źródełko klientów wyschło i nie wiedziałem, co robić dalej.
Jak przystało na debiutującego przedsiębiorcę-partyzanta, czekałem. Czekałem najczęściej pasywnie (może akurat dzisiaj pojawi się nowe zamówienie? Odśwież, F5), czasami czekałem aktywnie (robiłem banerki, zamieszczałem gościnne artykuły o poradnikach, powstała nawet informacja prasowa/pseudo recenzja o starcie sklepu, która do dzisiaj dostępna jest w serwisie Artelis.pl…). Byłem firmą jednoosobową, a pisałem w liczbie mnogiej (stawiamy, widzimy, etc.) – szkoda, że wtedy nikt mi nie wytłumaczył, że mała firma nie musi być powodem do wstydu:)
Jeżeli chodzi o zamówienia, które wówczas obsługiwałem, to pojawiały się tylko wtedy, kiedy mojej konkurencji skończył się zapas poszukiwanej książki. Jako, że nie aktualizowałem stanów magazynowych (jakich stanów magazynowych?), a nie miałem też automatycznej integracji z dostawcami, najczęściej ja również nie miałem możliwości dostarczenia wybranej przez klienta pozycji. Kończyło się na wykonaniu jakiejś pracy (telefony, ustalenia) i braku wynagrodzenia. Zwyczajnie brakowało mi wiedzy na temat pozyskiwania klientów w internecie.
Co było fajne? Euforia, kiedy pojawiło się nowe zamówienie od klienta, którego nie znałem. Poczucie, że robię coś własnego. Marzenie, że zdobędę świat. Na długo to jednak nie wystarczyło.
Po kilku miesiącach działalności (a raczej siedzenia i klikania „odśwież” w skrzynce pocztowej…) wiedziałem, że dalsze prowadzenie Praktycznej mija się z celem. Wiatr w żagle nagle złapał mój sklep z akcesoriami dla graczy komputerowych i to na nim postanowiłem skoncentrować swoje wysiłki. Praktyczna.pl zniknęła z sieci niemal równie szybko, jak się w niej pojawiła. Nie warto było się załamywać – skoro nie wyszło drzwiami, należało próbować oknem :)
Ważne lekcje, które płyną z porażki Praktyczna.pl:
- Nie startuj bez konkretnego planu (chęci to nie wszystko).
- Dobrze określ swoją grupę docelową.
- Założenie sklepu jest proste. Sprzedawanie jest trudne.
- Szukaj klientów w sieci, oni nawet nie wiedzą, że chcą Cię znaleźć.
- Własny magazyn jest ważny już na samym początku działalności e-sklepu.
- Bądź cierpliwy (cierpliwszy niż ja wtedy).
Praktyczna.pl to nie była jedyna księgarnia, którą uruchomiłem w początkowym okresie swojej działalności. Była jeszcze jedna, ale o niej napiszę w kolejnym odcinku tej serii…
P.S. Cieszę się, że mam ten etap za sobą i w swoim obecnym sklepie nie muszę walczyć ze starymi problemami. To była dobrze odrobiona lekcja.