Jeśli chodzi o zakupy, to działam jak łowca, tropiący swoją ofiarę nawet i długi czas, by potem ją dopaść i z uśmiechem na ustach przynieść do domu. Zwykle potem oczywiście następuje ta chwila, która jest najprzyjemniejsza, czyli dumne pochwalenie się przed innymi łowcami swoją zdobyczą. Naturalnie – bez wspominania o wszystkich trudach.
Zakupy internetowe rządzą się zgoła innymi prawami, niż te popełniane analogowo–stacjonarnie. Dzięki e-sklepom jestem o wiele bardziej zagrożona atakami kolorowych stron, newsletterów, które przychodzą do mnie akurat wtedy, gdy jestem słaba i nie potrafię odmówić sobie niczego. Pod tym względem jestem klientką idealną, bardzo naiwną i podatną na wszelkie chwyty marketingowe. Słowa „promocja”, „obniżka” i „wyprzedaż” działają na mnie ekscytująco. Ale jest taki jeden dzień, kiedy przestaję działać bezsensownie i przygotowuję się do niego solidnie. To Dzień Darmowej Dostawy – święto każdego zakupoholika, które od kilku lat obchodzę hucznie.
Najpierw przygotowania. Grudzień jest miesiącem szczególnym. Atmosfera Świąt Bożego Narodzenia i obdarowywania bliskich (i dalszych) prezentami dopada większość osób. Pomysł na zorganizowanie takiego „wydarzenia” w sieci właśnie w tym okresie jest rewelacyjny. Ale żeby zrobić to w sposób satysfakcjonujący, należy się przygotować.
Zaczęłam od zabezpieczenia środków finansowych, po to by po DDD, czyli po 4 dniu od wypłaty, mieć jeszcze coś, cokolwiek na koncie. Potem zaczęło się szukanie. Uruchomiłam mój wewnętrzny głos, zwany potocznie Rozsądkiem, który miał mi w tym szczególnym dniu pomóc. Podzieliłam potencjalne zakupy na kilka grup. Pierwsza z nich to rzeczy, które chcę/muszę kupić. Kolejna to prezenty. Ostatnią są tak zwane „Duperella”, czyli rzeczy, których mieć nie muszę, ale jakbym je miała, to byłoby miło. Rozsądek intensywnie sprzeciwiał się stworzeniu tej kategorii, ale hej – ja tu rządzę. Następnie zaczęłam wertować stronę DDD oraz profil na Facebooku, żeby tropić zwierzynę.
Starałam się skupiać wyłącznie na kategoriach, które interesują mnie najbardziej, chociaż – wiadomo jak jest. Bywa, że człowiek błądzi i szukając pachnących mydełek, trafia do sklepu z militariami. Samo wyszukiwanie produktów było procesem najtrudniejszym i najbardziej czasochłonnym. Właściciele sklepów często dodawali swoje oferty do kategorii, które były zupełnie bezsensowne i z daleka czuć było jedynie chęć zareklamowania się na kolejnej podstronie – „A nuż ktoś zerknie”.
Z każdym dniem na stronie DDD pojawiały się nowe sklepy, a w moim komputerowym notatniku kolejne linki i pomysły. Jestem zdania, że odpowiednia organizacja tego całego procesu znacznie ułatwi sprawę, gdy w końcu nadejdzie upragniony Dzień Zakupoholika. W zwykłym pliku tekstowym stworzyłam więc miejsca, gdzie wrzucałam interesujące mnie produkty. Oczywiście, mogłam pójść na żywioł i kupować w pierwszym lepszym sklepie, ale mi zależało na jakości, nie tylko danej rzeczy, ale i obsługi. To była również dodatkowo okazja, żeby poznać wiele nowych sklepów i przyznaję – dobrze czasem zrobić taki przegląd. To zupełnie jak czyszczenie domu, gdy kartonami wynosimy stare ubrania, naczynia, gazety i całą masę innych gratów, które z rzeczy niezbędnych stały się właśnie śmieciami. Przyjęty przeze mnie system poszukiwawczo–wybieraniowy zajął mi trochę czasu, ale dzięki temu nie miałam ataków paniki, spoglądając nerwowo na odliczający czas zegar.
Kiedy minęła północ, zwiastując nadejście Dnia Darmowej Dostawy, szykowałam się do snu. Nie musiałam nerwowo przeglądać stron, bo wszystko czekało na mnie w odpowiednim pliku. Tymczasem na facebookowym profilu spływały pierwsze informacje „z frontu”. Okazało się, że nie wszyscy potrafili być fair, mimo zaakceptowanego regulaminu. W kilku sklepach przez noc napęczniały ceny, powiększone czasem mniej, czasem więcej o koszta dostawy. Wiele zapomniało o podstawowej zasadzie Dnia Darmowej Dostawy, czyli o darmowej dostawie. Na szczęście, żyjemy w czasach masowej komunikacji i różnego rodzaju krętactwa były szybko obnażane za pomocą najpopularniejszego portalu społecznościowego. Na szczęście, nie czytałam tylko o negatywach, zawyżonych cenach i problemach.
Wiele osób podzieliło się również nazwami sklepów, które w pełni realizowały założenia DDD. W regulaminie było jasno napisane, że właściciel sklepu może narzucić kwotę zamówienia, od której wysyłał towar za darmo, ale była ona wyraźnie określona – 20 zł. Często widziałam bannery, gdzie taka informacja się pojawiała i dobrze, na dzień dobry wiedziałam, czy się zdecyduję na zakupy w danym miejscu, czy nie. Podanie takiej informacji dopiero przy finalizowaniu transakcji byłoby zagraniem na co najmniej żółtą kartkę. Wiedząc, że w sklepie X mam darmową dostawę od 20 zł i posiadając kilka innych, gdzie znajdę podobne produkty, mogłam zdecydować. Czasem odpuszczałam i biegłam kursorem do konkurencji, czasem dobierałam (kolejny) lakier do paznokci, bo wypatrzony przeze mnie towar był tam i tylko tam. Tak, to dowodzi, że czasami Rozsądek przeciągał się leniwie nad kubkiem kawy, a ja wykorzystywałam tę chwilę jego nieuwagi, bo przecież mam pastelowo niebieski lakier, ale ten jest bardziej „baby blue”. I do tego ma shimmer!
Trudno też dziwić się właścicielom sklepów, że zdecydowali się na zabezpieczenie w postaci zakupów za 20 zł. Przyznam szczerze, zdarzyło mi się kupić produkt, który kosztował 10 zł i wybierając do tego przesyłkę kurierską… Jeśli większość klientów postąpiłaby tak jak ja, DDD dla tego sklepu mógłby okazać się czymś podobnym do „Czarnego czwartku” z 1929, kiedy to świat powitał Wielki Kryzys. Na ogół jednak sklepy były przystosowane odpowiednio do cen produktów. Jeśli były to rzeczy tanie, często bardzo tanie, tam pojawiał się dodatkowy wymóg. Rozumiem, akceptuję, popieram.
Dla przedsiębiorców, którzy prowadzą e-sklep, DDD był momentem sprawdzenia swoich sił i możliwości. Z perspektywy klienta zauważyłam wiele braków, ale na szczęście – było też mnóstwo plusów. Zacznę od tych pierwszych… Po pierwsze, są jeszcze sklepy, dla których termin „płatności natychmiastowe” to istna Atlantyda. Dziwi mnie to, ponieważ w tym momencie dla mnie możliwość skorzystania z szybkiego przelewu, a co za tym idzie, skrócenia czasu oczekiwania na zaksięgowanie pieniędzy, więc szybszego otrzymania produktu, jest jedną z najważniejszych rzeczy podczas internetowych zakupów. Wszystkim nam zależy na tym, by zamówienie zostało zrealizowane najszybciej, jak to tylko możliwe. Mamy obsługę kurierską, która gwarantuje otrzymanie paczki „dzień po”, a błyskawiczna płatność dodatkowo to uzupełnia. Apeluję z tego miejsca do wszystkich właścicieli sklepów, by zainwestowali w tę opcję, ponieważ ona ułatwia nam, klientom, proces zamawiania, a Wy zyskujecie nasze uznanie i sympatię.
Kolejną rzeczą, która była wielokrotnie już wałkowana, jest sposób przesyłania. Te wszystkie wypełniające gąbeczki, folie bąbelkowe i papierowe trocinki zostały wynalezione przez tęgie głowy właśnie po to, żeby zabezpieczać rzeczy. OK, folie bąbelkowe wymyślono również po to, by walczyć z frustracją i w szybki sposób obudzić w sobie dziecko. Na szczęście, moje paczki dotarły w całości. Ba, po otwarciu wielu z nich na mojej twarzy uśmiech pojawiał się ekspresowo. Dlaczego? Cóż, Dzień Darmowej Dostawy to rewelacyjny moment, by zareklamować się i pokazać, że to TEN sklep jest inny, lepszy, że to TU dbają o klienta. Rozrywając paczki, trafiałam na gadżety reklamowe, katalogi i gratisy. Pojawiały się również kupony rabatowe, zachęcające do kolejnych zakupów. Wszystko na plus. I tak, jak wspomniałam, DDD to sprawdzian przepustowości sklepu i jego możliwości. Jestem przekonana, że w większości przypadków praca musiała wrzeć, by wszystkie paczki wychodziły dobrze skompletowane, by nie było błędów i co najważniejsze, by szybko i sprawnie dotarły do klienta.
To był wyjątkowy dzień. Emocje udzielały się wszystkim. Facebookowy profil DDD stał się „targowiskiem”, miejscem gdzie wymienialiśmy się kolejnymi newsami, gdzie „ostrzegaliśmy” się nawzajem, gdzie również pojawiały się pochwały. Tych drugich na szczęście było znacznie więcej. Odpowiednia organizacja całego procesu pozwoli nam oszczędzić dwie cenne wartości: czas i pieniądz. Czas – bo to tylko jeden dzień, dlatego trzeba się zmobilizować. Pieniądz – ponieważ osoby, które kupują w sieci muszą do każdego, nawet tego najtańszego zamówienia, doliczyć koszt wysyłki, a te wahają się do 3 do kilkudziesięciu złotych.
W przypadku moich zakupów, wyglądało to następująco: wybrałam 9 sklepów, w których złożyłam zamówienia, wahające się od 10 do 80 złotych. Całość zamknęła się w kwocie ok. 350 zł, czyli tyle, ile przeciętny Kowalski wydaje na prezenty świąteczne. Natomiast jeśli chodzi o oszczędności, to finalna suma bardzo mnie cieszy. Dlaczego? Jestem osobą, która najczęściej wybiera przesyłkę kurierską, nie tylko z powodu szybkości doręczenia, ale również przez znacznie mniejszy odsetek zaginięć i zniszczeń. Ceny takiej opcji wahają się od 14 do 18 złotych, zależnie od gabarytów, dlatego uogólniając – zwykle wynosi ok. 16 zł. Matematyka nie kłamie. Dzięki DDD wydałam o 144 złote mniej. Dla mnie jako klienta to suma zadowalająca. Za zaoszczędzone pieniądze można zabrać Rozsądek na smaczną kolację. Albo kolejne zakupy.
—
Powyższy artykuł pochodzi z Magazynu eKomercyjnie #16. Zapraszamy do przeczytania całego numeru!