Zachowania ludzi w Internecie są delikatnie mówiąc – nieobliczalne. Przenieśliśmy w cyberprzestrzeń praktycznie większość elementów, które jeszcze nie tak dawno były domeną wyłącznie „analogowego” świata. Teraz za pośrednictwem komputera pracujemy, często dla klientów po drugiej stronie globu, załatwiamy sprawy urzędowe, robimy zakupy, od tych takich najzwyklejszych, po te bardziej egzotyczne. Interakcje z ludźmi również coraz bardziej zastępuje nam komputer, telefon, tablet, kolejny „social”, gdzie poznajesz nowe osoby.
Jeszcze nie tak dawno temu wszystko działo się na Facebook’u. Najpierw wrzucaliśmy tam treści dosyć nieśmiało. Dziś, większość z nas ma sporo znajomych, tych faktycznie poznanych i tych, których znamy tylko z portali, wrzucamy zdjęcia, oznaczamy się w miejscach, przeżywamy ważne chwile, takie jak zaręczyny, ślub czy narodziny dziecka. Facebook jako pierwszy odarł nas z prywatności. I koniec końców, nadmierna ilość różnego rodzaju informacji, które po przefiltrowaniu często okazują się zupełnie bezwartościowymi, doprowadziła do tego, że ludzie zaczęli uciekać z serwisu Zuckerberga, szukając alternatyw. Przyznasz sam: trochę tych serwisów społecznościowych już mamy do wyboru. Jedne są nieco bardziej „zbranżowione”, łączące osoby o tych samych zainteresowaniach i pasjach, a inne są typowymi „zbiorowiskami”, które ciężko podpiąć pod jakiekolwiek „standardy”.
Jaki jest współczesny użytkownik social mediów? Jest nieco egoistyczny, ale na ogół umie wykorzystać potencjał tego typu serwisów. Obserwuje na nich marki, znane osoby, tylko niestety – spada mu poziom koncentracji. Jeszcze kilka lat temu potrafiliśmy się skupić na 12 minut. Dziś? Na około 5. I kto by pomyślał, że nawet ten fakt można wykorzystać, tworząc kolejne miejsce w e-społeczeństwie. Snapchat, bo dziś o nim mowa, to narzędzie do publikowania zdjęć i filmików w Internecie. To prosta aplikacja i wydawać by się mogło, że jest przeciętna. A jednak – miliony ludzi na całym świecie zaczęły uwielbiać ten program i jak kiedyś typowym tekstem było „wrzucę na fejsa”, tak teraz wszędzie krążą „snapy”.
O co w tym wszystkim chodzi?
Idea Snapchatu jest bardzo prosta. Możesz wysłać swoim znajomym zdjęcia lub/i filmiki. Ustawiasz im czas wyświetlania się (maksymalnie 10 sekund), po upływie którego one znikają. Tak po prostu. I gdzie tu fenomen? Wszystko skupia się na wspomnianym już obniżeniu koncentracji użytkowników. Szybka akcja wywołuje szybką reakcję. Bodziec jest natychmiastowy: zapada w pamięć, wzmacnia chęć wejścia w daną interakcję. Poza tym, komunikaty werbalne stają się coraz mniej efektywne. Żyjemy w czasach posługiwania się nowoczesnym pismem obrazkowym, piktogramami, emotikonami, które i tak coraz częściej wypierane są przez materiały video. Snapchat w opinii wielu osób, to idealna platforma do sextingu i zawierania znajomości „randkowych”. Tymczasem okazuje się, że wielu marketingowców, zajmujących się sprawami socialmediowymi, odkryło w tym programie ogromny potencjał sprzedażowy. Dlaczego? Bo Snapchat jest teraz na fali. Jego popularność rośnie w ekspresowym tempie (jest jedną z najczęściej pobieranych aplikacji na smartfony), a prostota przekazu okazuje się bardzo skuteczna. Plus to świetne narzędzie do storytellingu!
Snapchatowe how to
Zacznijmy od pionierów. Amerykańskie firmy dosyć szybko odkrywają potencjał i możliwości różnych serwisów i aplikacji, szczególnie gdy te zaczynają być po prostu modne i popularne. Chyba to właśnie w tym tkwi cały sekret. By być tam, gdzie są ludzie. Facebook zaczął tracić przez przeładowanie danymi. Nie jest też żadną tajemnicą, że firmom na tym portalu jest ciężko się przebić. Zyskują za to inne media społecznościowe, takie jak Twitter, ale coraz popularniejsze stają się i takie, o których ciężko pomyśleć, że w ogóle można na nich prowadzić kampanie reklamowe. Tinder, Foursquare, Vine i Snapchat i wiele innych projektów nieśmiało, ale bardzo skutecznie, zaczynają promować marki. Taco Bell przy pomocy „snapów” zapowiada nowe produkty w swojej ofercie.
16 Handles korzystając z tej aplikacji rozsyła fanom kupony rabatowe. Warto tu również wspomnieć o American Eagle czy Intelu, które również w promocji socialmediowej używają Snapchata. Nie odpuszcza również Audi czy McDonald’s. W przypadku tego programu ważny jest pomysł. Liczą się interakcje z obserwującymi, odpowiednie animowanie ich, zachęcanie do działania. Warto również w kampaniach wprowadzić element ekskluzywności, dając fanom do zrozumienia, że dana informacja, zdjęcie czy video, jest tylko dla nich. Świetnie też działają konkursy, rozdania, czy promocje, wprowadzone na jeden, konkretny element układanki z mediów społecznościowych. Po Twojej stronie stoi przede wszystkim to, że visual content sprzedaje. Wizualizacja danego produktu, pokazanie go w użyciu, nawet jeśli miałoby to trwać tylko 10 sekund, daje bodziec, który wpływa na decyzję zakupową.
Wypróbuj to narzędzie u siebie!
Pomysłów na prowadzenie konta na Snapchacie jest mnóstwo. Najważniejsze jest to, by content znalazł wspólny mianownik z widownią. „Wódź na pokuszenie” – używaj snapów do wprowadzania zapowiedzi danych produktów. Sneak peak zawsze działa na obserwujących dobrze, bo otrzymują oni wyjątkową możliwość dowiedzenia się o danym produkcie przed całą resztą. W dobie ogromnej potrzeby na bycie trendsetterem, to wartość bardzo ważna. Snapchat to również świetne miejsce na robienie promocji i obniżek. Sprawdza się także rewelacyjnie przy okazji robienia relacji z eventów, a także jeśli chcesz uchylić fanom rąbka tajemnicy i zaprosić ich za kulisy. Ważna jest kreatywność oraz umiejętność rozbudzania zaangażowania i entuzjazmu.
W Polsce nie mieliśmy zbyt dużo kampanii srticte pod Snapchata, ale warto tu wspomnieć o akcji, którą przeprowadziła marka H&M. W dwóch sklepach, w Krakowie i w Warszawie, postanowiono za pośrednictwem snapów przeprowadzić konkurs, podczas którego można było wygrać bilety na pewne wyjątkowe wydarzenie muzyczne. Zrobiono to w bardzo prosty i wręcz genialny sposób. Fani mogli pobawić się w podchody, a wskazówki znajdywali właśnie na Snapie. W obu sklepach ukryte były wejściówki, a podpowiedzi sukcesywnie pojawiały się w aplikacji. Akcja ta skończyła się medialnym szumem i zachwytem fanów, którzy bardzo chętnie przyglądali się i brali w niej udział. Nikogo nie zaskoczyło również to, że marce przybyło prawie 1000 fanów.
Snapy, wysyłane z różnych eventów, świetnie sprawdzają się jako forma tworzenia relacji w czasie rzeczywistym. Wiele rodzimych redakcji, piszących np. o technologii, ale także blogerów z szeroko rozumianego lifestyle’u pokazuje przy pomocy Snapachata co dzieje się podczas danego wydarzenia. Podobnie z dużymi imprezami i okolicznościami. Podczas prezentacji produktów Samsunga w Barcelonie, zaproszeni krajowi influencerzy wysyłali zdjęcia i filmiki. Tak samo było podczas mistrzostw IEM, zorganizowanych w katowickim spodku. Real-time marketing wszedł na wyższy poziom. Komunikacja efemeryczna, tworzona za pomocą snapów, opiera się na doświadczaniu, na emocjach, na nastrojach, a to, że dany materiał po chwili znika, jest zupełnie nieistotne. Ważne jest to, że dzieje się teraz, a widzowie mogą płynąć z nurtem.
Nie zdziwiłabym się, gdyby to Snapchat zaczął wypierać inne, bardziej „kumulujące” treści media społecznościowe. Jego idea jest zupełnie inna, niż w przypadku największych klasyków z tej gałęzi marketingu, ale zapał fanów i budowanie ich zaangażowania entuzjazmem i spontanicznością może okazać się kluczem do sukcesu. Warto wzmacniać świadomość marki przy użyciu tej aplikacji, bo po pierwsze: jest ona bardzo modna, popularna i obejmuje zasięgiem ogromną ilość osób, a po drugie: ciągle nie jest przesycona markami. Całkiem możliwe, że Twojej konkurencji na Snapchacie nie ma, więc bądź o krok przed nimi.